Względna wielkość szczęścia

28.09.2017
15:00, Centrum Katowic

Ciepło. Siedzę na ławce przy palmach i sztucznym strumieniu wody, który dodaje Katowicom jakiejś naturalności i uroku. Na słuchawkach leci mi jazz wspaniałego Chet’a Bakera. Przede mną tłumy ludzi. Nie interesuje mnie dokąd i skąd idą. Po prostu idą. Przede mną na drewnianym leżaku siedzi młoda kobieta z kilkumiesięcznym dzieckiem przytulonym do jej ramienia. Rozgląda się swoją małą główką i nie ogarnia. Nie wie, że istnieje. Nie wie, że nie wie. Nie wie, że ma prawo nie wiedzieć. Najzwyczajniej sobie jest. Kto wie… być może to przyszły prezydent, premier, wynalazca, pisarz, reżyser, astronauta.
Być może to od niego zależą przyszłe losy świata.
Ale teraz sobie nie ogarnia i powoduje powiększenie się serc przechodniów.
Przez kilka sekund ich drogi dokądś liczy się tylko dziecko i jego bezcelowe wymachiwanie rączkami we wszystkie strony.

Ściągam słuchawki i momentalnie podnoszę głowę ze strachu. To mężczyzna na rowerze, który prędko przejechał mi przed twarzą. Trzymał lewą ręką telefon krzycząc do niego “Już jadę kochanie!”
Zaraz zostanie bohaterem swojej partnerki. Być może pomoże jej wnieść coś ciężkiego na górę, być może będzie przyglądał się temu jak ona rodzi, a być może po bohatersku usiądzie obok niej i obejmie ją ręką, kiedy nikt inny nie może lub nie chce tego zrobić.

Obok mnie od dwudziestu minut siedzi dziewczyna. W białej, zwiewnej sukience i kruczoczarnych włosach do ramion rozłącza się z kimś na telefonie mówiąc, że wraca do domu. Chowa telefon do torebki, ociera kilka łez z policzków, wstaje i idzie w stronę katowickiego spodka.
Po drodze może kupi wino, a wieczorem wypije je czytając książkę, która pozwala jej uciec od tego, co wycisnęło z niej łzy.
Nie wiem.

Do mojego umówionego spotkania jeszcze godzina. Sięgam, więc po telefon i zaczynam przeglądać topowych polskich blogerów.
Kobieta pisząca wkleja notkę coś o feminizmie, równouprawnieniu, i że korpo ją męczy.
Koduję w głowie żeby jej strony już nigdy nie odwiedzać.
Kolejny król wpisów wkleja notkę, że podupczył, że warszafka, i że korpo go męczy.
Znów strona mniej do odwiedzania.
Mniej popularny pisarzyna wkleja notkę, że zaprasza do MLM-u.
Mam ochotę wrzucić telefon do strumienia.
Ostatni wkleja notkę z pięcioma kołczingowymi poradami.
Blokuję telefon.

Podchodzi do mnie starsza para. Około siedemdziesiąt lat. Trzymają się za rękę.
Pan wysuwa w moją stronę aparat słabszego modelu i pyta czy mógłbym im zrobić zdjęcie, ale tak żeby było widać palmę, strumień, spodek w tle i oczywiście ich. Uśmiecham się. Oni również. Pstryk, zdjęcie zrobione.
Dziękują i odchodzą.

Do spotkania piętnaście minut.

Czas szybko płynie.
A może po prostu płynie swoim tempem?
Nie wiem.
Wiem natomiast, że wydaje się płynąć wolniej, kiedy dostrzega się (nie)zwykłe rzeczy.

Fot. Allef Vinicius, Unsplash.com

Jedna myśl na temat “Względna wielkość szczęścia

Dodaj komentarz