Potem znów siedzę na łóżku i przelatuje prze mnie wiele uczuć, które nie całkiem pojmuję. Potem zabraniam sobie myślenia. Istnieją pytania bez odpowiedzi.
— Charles Bukowski
Cytat, który Ci wysyłam, zupełnie przez przypadek wpadł mi w oczy, i przez przypadek też oddaje to, kim lub czym teraz jestem. Świat przeżyje bez moich słów, ale ja nie. Muszę, i to coraz częściej, wbijać sobie w głowę pióro i na czystą kartkę papieru upuszczać czarny atrament, zalewający mój umysł,
inaczej utonę w jego czerni,
inaczej utonę sam w sobie.
Nie wiem, czy zdarza Ci się mówić, że słowa albo myśli Ci się nie kleją. Mi kleją się nad wyraz dobrze, ale gdy tylko staram się je rozkleić, zostają z nich same strzępy. Porozrywane fragmenty, których nie można już ułożyć w sensowną całość. Gdybym miał je zamienić w kolejną powieść, to byłaby ona o wszystkim. A oboje wiemy, że jeśli coś jest o wszystkim, to jednocześnie jest o niczym.
Tak jednak postrzegam ostatnimi długimi dniami świat. Wszyscy są wszędzie. Wszystko jest wszędzie. Wszystko jest o wszystkim. Koniec końców powoduje to, że żyjemy w bezwartościowej nicości pozbytej jakiejkolwiek prawdy.
Jesteśmy dowodem na to, że nicość może być pełna. I jest pełna – nas.
Może to przesada? Może wszystko jest na swoim miejscu? Może to, co piszę to tylko kolejny niedokończony strzęp myśli, jakich pełno.
A może to myśli istnieją nad nami, a to my jesteśmy ich strzępami? Rozszarpanymi, niedokładnymi, kończącymi się, zanim się zaczną. Wtedy wszystko by się zgadzało. Wtedy wszechobecny chaos nabrałby odrobinę sensu.
Wylewam atrament na kartkę papieru, nie potrafiąc się pogodzić z błahością rzeczywistości,
z bezradnością najsłabszych, z umierającą niewinnością…
Wylewam atrament, wiedząc, że po ostatniej kropli znów będzie pustka.
Czym ty ją wtedy zapełniasz?
M.