Tydzień w plecy 4: Tort czekoladowy

Czasami lepiej milczeć, niż udawać, że ma się coś do powiedzenia.
Problem w tym, że mam w sobie tyle historii, które chciałbym wyrzucić naraz, ale jeśli to zrobię, to wyjdzie z tego pomidorowa z buraków albo rosół z grzybami. Czyli nieład, bezsens, nic do niczego nie pasuje.
Czasami lepiej milczeć, i jeśli ma się jakieś myśli, dać im się uspokoić. Nie ma innego sposobu na dobre pisanie niż szczerość. Będę więc szczery. Siedzę przed pustą stroną na ekranie laptopa i jedyne o czym myślę to czekoladowy tort i dopóki go nie zjem reszta rzeczy, które mogą nadać temu wpisowi jakiś sens, może pójść spać, bo nic z nich nie będzie. Myślę o tym, jak wbijam widelec w ciemny biszkopt, w kremy i jagodową frużelinę. Widzę dokładnie, jak odkrojony kawałek opada na talerz i woła „Zjedz mnie!”.
Rany… Jak to żałośnie brzmi. Czuję się jakbym był jednym z tych grubasów z amerykańskiego programu, którzy płaczą, bo opiekunka nie przyniosła im ciasteczek Oreo. A przecież ja do niczego nie używam cukru…
No dobrze. Jedyne, co w mojej głowie wybrzmiewa aktualnie głośniej niż CZEKOLADOWY TORT, ALE TAKI MIĘKKI I SŁODKI, jest fakt, że dwa dniu temu byłem z moją Kasią ponownie na koncercie Macieja Maleńczuka. Po koncercie tym razem podeszliśmy nie po zdjęcie, a po podpis na płycie i pan Maleńczuk od razu przypomniał sobie mnie i naszą wspólną, krótką rozmowę z poprzedniego spotkania, sprzed kilku miesięcy. Ponownie podaliśmy sobie dłoń i teraz mogę umierać z myślą, że istnieję gdzieś tam, głęboko w odmętach świadomości i pamięci artysty, którego słowa zawsze nasączają mój artyzm wszystkim tym, czego właśnie on potrzebuje.
Tak, z taką świadomością będę umierał, ale najpierw

tort czekoladowy.

M.

Fot. American Heritage Chocolate

Dodaj komentarz