Jestem jedną z tych osób, które nie potrzebują fajerwerków, by uznać, że coś było warte uwagi lub chwili przemyślenia. Wręcz przeciwnie. Dostrzegam rzeczy piękne tam, gdzie pozornie zdają się nie istnieć. Zupełnie tak, jak wczoraj…
Był tłum. Lepka masa ludzi lepkich. Były tramwaje, hałas, i sklepy z kiczowatym towarem. Były kroki, moje. Aż w końcu ich nie było. Zatrzymała mnie pewna kobieta. I w tym właśnie miejscu czuję, że brakuje mi słów, żeby ją opisać. Mam wrażenie też, że te, które opisałyby ją należycie, nie istnieją.
Średniego wzrostu, młoda, szczupła, ubrana w lekką zieloną kurtkę, a pod nią czarny sweter. Na nogach jakieś dżinsy, kończące się zaraz nad trampkami. Styl, który można nazwać “Schludnie, wygodnie, a gdy założy to osoba o odpowiedniej urodzie, to strój ten nabiera nawet klasy”.
Ale co tam strój. Duże zielone oczy, własne brwi, i czarne, gęste włosy do ramion, które zaczesała palcami do tyłu, gdy do mnie podeszła. Miała wyraz twarzy, jak gdyby wyszła po wielu godzinach malowania ze swojej pracowni. Jak gdyby była przesiąknięta sztuką.
Niestety, była przesiąknięta czymś innym. Wódką. Czuć było dopiero wtedy, gdy stała blisko. Nie wyglądała na pijaną. Zdziwiło mnie też jedno: alkohol spowalnia, a ona poruszała się bardzo szybko. Za szybko. Piguły, pomyślałem, po czym moje myślenie zabiła szczerość tej kobiety.
– Przepraszam – stanęła mi na drodze.
– Tak?
– Potrzebuję pieniędzy – powiedziała. Nie zdążyłem zapytać na co, kiedy sama dokończyła. – Na ciuchy.
Influecerka, której spadły zasięgi? Gdyby chociaż była głodna, spragniona, bo ciepło przecież.
Stanęła na palcach, wskazała na jakiś sklep za mną i słodkim głosikiem powiedziała, że “Tam jest taki butik, to bym sobie skoczyła i coś kupiła”.
– Pieniądze na ciuchy? Fajnie. A pracy nie ma w okolicy? – zapytałem.
– Ale ja pracuję – oburzyła się.
– Tak?
– Tak, ale dzisiaj mam wolne akurat. To tylko kilka dyszek. Mogę dać ci za to… – zaczęła wyciągać coś spod kurtki, ale nie zdążyła wyciągnąć nawet kawałka. Dałem jej znać, żeby nie zadawała sobie kłopotu z pokazywaniem tego czegoś.
– Ok, to powodzenia – powiedziałem i zacząłem odchodzić, kiedy kobieta (rany, jaka ona była piękna!) zatrzymała mnie jeszcze za ramię.
– Zanim odejdziesz, musisz wiedzieć tylko jedną rzecz – i tu świat nagle zwolnił. Wiedziałem, że było z nią coś nie tak, najpewniej naćpana, a może chora psychicznie, ale wątpię w to. Wiedziałem, że ona nie wie, co robi. Jednak przez chwilę poczułem, jak jej wzrok mnie przeszywa. A potem, jak wchodzi we mnie, bym nie mógł o nim zapomnieć przez wiele kolejnych godzin. Uśmiechnięła się i z potężną dumą oznajmiła coś, co prawdopodobnie było tylko bełkotem. I jeśli faktycznie nim było, to miał on w sobie więcej sensu, niż otaczający nas tłum. – Ja potrzebuję tych ciuchów, potrzebuję być kobietą, potrzebuję być wolna. Ja jestem wolna. Rozumiesz? Dzisiaj o tym zdecydowałam.
________
Fot. Feteme Fuentes, unsplash