Są kroki. Moje. Niespieszne, spokojne, pewne. Jeden, drugi, trzeci, aż w końcu godzina kroków. Zmienił się oddech, zmieniły się myśli, ale krajobraz wokół nie. Jak na taśmie. Te same twarze, zdania, zapachy. Nie wiem, czy ja idę drogą, czy to ona idzie się pode mną.
Są kroki. Moje. Niczyje inne. Gdyby szła obok, kroki byłyby nasze. Idę jednak sam. Na skrzyżowaniach widzę drogowskazy. Nie sugeruję się nimi. Są niewyraźne. Wyraźny był tylko jeden. Wtedy zamknąłem oczy. Niepotrzebnie.
Gdyby szła obok…
Jest mi niedobrze. Mam nadmiar słów. Swoich.
Zastanawia mnie, ile warte są słowa opisujące przeszłość. Mniej niż te, co tworzą Teraz? A te, co przyszłości chcą sięgnąć, ale nawet jej dotykają, jaką mają wartość? Czy jedne są cenniejsze od innych?
I czy są takie, które opisują to, co było, jest i będzie?
Dowiesz się, o czym mówię, jeśli położysz mi dłoń na sercu.
Mam nadmiar słów. Swoich. A czyichś niedobór.
Widzę sceny. Nie, nie myśli, a sceny. Kiedyś je opiszę. Jedna z nich to wieczór. Duży, betonowy plac po deszczu. Wokół las. Na placu stoi buda z blachy, a w niej pali się lampka. Gdzieś świeci czerwony neon. Nie wiem gdzie, ale czuję jego ciepło i krwistość. Rozglądam się, i wiem, że zaraz coś się stanie.
Czy można tęsknić za samym sobą?
Nie mam na myśli tęsknoty za tym, jakim się było, ale jakim się chce być, i nie wiadomo, czy się będzie.
Czy tęsknota dotyczy tylko rzeczy już wydarzonych? Gdyby rozważać to zwykłym myśleniem, przyjętym wspólnie, na co dzień, to tak. Są jednak myśli tak silne, pokazujące nam wszystko w szczegółach, że czujemy, jakbyśmy to, co w nich jest, już kiedyś mieli.
Dom. Niewielki ogród, a dalej przestrzeń. Góry. Uważaj, bo się przewrócisz!, upominam, ale z uśmiechem. W odpowiedzi też uśmiech. Niewinny, czysty.
Kawa? Z chęcią. Słońce oświetla chwilę, oświetla ją. Ogrzewa duszę. Jest taras, drewniany stół, szerokie swetry. Dziś bez pośpiechu. Siadaj tutaj. Kolana. Pióro poczeka. Poczeka reszta. My nie czekamy. Nie musimy, bo
za długo już czekaliśmy.