Wiele miesięcy temu pozwoliłem sobie na śmierć. O śmierci trzeba prosto, czysto, wyraźnie; postaram się. Otóż umarło moje dotychczasowe “ja”. Umarło, chociaż tak naprawdę nigdy nie istniało. Bo w końcu gdybyś miał teraz powiedzieć mi czym lub kim jesteś, znałbyś odpowiedź? Czy byłoby to “Nazywam się XYZ, lubię a, b, c, d“?
Do mnie doszło, że nie definiuje nas to, jak się nazywamy. Imię i nazwisko nam nadano, a to, co lubimy i jacy jesteśmy z charakteru, może zmienić się w każdej sekundzie. “Siebie” można stracić w mgnieniu oka. Jeżeli dałbym tobie teraz scenariusz do zagrania na deskach teatru, zgubiłbyś swoje “ja” i został tym, kto dokładnie rozpisany byłby na papierze. Jeśli więc na czas przedstawienia stałbyś się kimś nowym, gdzie podziałbyś się ty, w wersji, w jakiej jesteś teraz? Tyle lat ciężkiego tworzenia człowieka, by usunąć go za pstryknięciem palcami. Czy to nie frustrujące, gdy nagle widzimy, jak ulotne są nasze maski?
To samo możesz zrobić w życiu. Ubrać się w rolę i grać, a gdy rola ci się znudzi możesz ją zmienić lub być świadomym, że grasz i się tym bawić, lepić w tym.
Moje dotychczasowe “ja” zniknęło, przepadło, już nigdy nie wróci. Teraz jest tylko to, co jest Mateuszem Jańtą. Pierwotnie każdy z nas jest niczym więcej, jak fizycznością zmieszaną z plastycznym umysłem. Ta pierwotność jest bardzo ważna, jest kluczem do zrozumienia tego, że nic tutaj nie jest na poważnie, i jedyne zadanie jakie mamy, to przeżywać. Alan Watts mówił, że “życie, to nie podróż“. Miał rację. Bo podróż charakteryzuje się tym, że zmierzamy do jakiegoś celu, etapu końcowego wędrówki. Życie jednak nie polega na tym, by czekać na koniec, tylko na tym, żeby być, i to jest jego sens. Być w swojej jedynej niepowtarzalnej formie i chłonąć świat zmysłami.
Patrzeć, być patrzeniem. Przytulać, być przytulaniem. Płakać, być płakaniem. Kochać, być miłością.
Oddychać, być oddychaniem. A nawet pooddychać z kimś obok. Jakie to może być przyjemne. Mieć świadomość tego, że się jest, i to wystarczy. Odpuścić to, kim się było do tej pory. To nie było prawdziwe. To nie istniało i istnieć nie będzie.
Bo jest tylko jedna wersja ciebie, mnie. Wersja kompletna, najlepsza, najpiękniejsza, ta początkowa. Mówiąca: “Niech rzeczy się po prostu dzieją“.
Charles Bukowski napisał kiedyś, że “Musisz umrzeć kilka razy, zanim zaczniesz naprawdę żyć“.
Ja jednak myślę, że musisz umrzeć tylko raz, i ta śmierć wyzwoli cię bardziej niż cokolwiek innego.