Banda debili, myślę. Jeden głupszy od drugiego. Idą obok siebie w grupie i każdy na obu rękach niesie po kilkanaście petard typu rakiety. Długie i wielokolorowe będą rozbłyskać dzisiejszej nocy na niebie z hukiem, a największe echo będzie roznosić się w głowach tych, którzy będą je puszczać. Pustka między uchem i uchem. Wyścig szczurów w tym, by z jak największym wybuchem pokazać światu jakim się jest naiwniakiem, bo jedyne, co zmieni się w ich życiu po tych kilku godzinach od puszczenia petard, to pobudka, ale z kacem. Dla niektórych to i tak pewnie, żadna zmiana.
– Co tak na nich patrzysz? – pyta Ona, widząc mnie, stojącego przy oknie z kubkiem kawy.
– Wkurwiają mnie.
– Czym?
– Uśmiechniętymi mordami w oczekiwaniu na przebojową noc. Co to w ogóle znaczy „przebojowa”? Wszędzie to ostatnio powtarzają.
– Dziadziejesz – przytula się do mnie i jednym długim wdechem wciąga zapach mojej koszuli.
– Niech sobie te rakiety w dupę wsadzą. To będzie przebój – odchodzę od okna i siadam przy kuchennym stole.
– Głupek – śmieje się. – Na obiad hot dogi. Zrobię je sama – siada obok mnie.
– W porządku. Ten mrożony badziew ze sklepów jest nie do przełknięcia.
– Chryste, nie da się słuchać twojego narzekania. Cały świat jest dla ciebie na nie.
– Gdyby cały świat był dla mnie na tak, byłbym jak ci wszyscy, którzy teraz wydają szmal na fajerwerki, stroją się na bale, siedzą u fryzjerów, dbają o swoje włosy bardziej, niż o swoje mózgi, i łudzą się, że jutro będzie lepsze. Nie będzie. Obudzą się tak samo brzydcy i głupi.
– Ale przynajmniej po dobrej zabawie – upiła łyk kawy z mojego kubka.
– Świat im powiedział, że to dobra zabawa. Prawdziwym wygranym jest ten, kto się dobrze bawi i czuje ze samym sobą przez cały rok. Oni tak się czują przez dziesięć ostatnich sekund roku – odpowiedziałem z uśmiechem. Wiedziała, że mam rację. Westchnęła.
– Wsadzę już bułki do piekarnika – powiedziała, a ja pocałowałem ją zanim wstała i dopiłem swoją kawę. To była najlepsza kawa w tym roku.