„Nieustannie staram się przekazać coś, co jest nieprzekazywalne; wytłumaczyć coś niewytłumaczalnego; powiedzieć o czymś, co czuję w kościach, i czego tylko w moich kościach można doświadczyć”.
~Franz Kafka
Mam wrażenie, że mówienie traci jakiekolwiek znaczenie, bo
ten świat mówi już wszystko sam za siebie.
Tak naprawdę trudno mi nawet znaleźć jakiekolwiek słowa, żeby rozwinąć tę myśl. Bo czy mogę powiedzieć coś bez historii? Czy może do wszystkiego co napiszę, potrzebuję jakiegoś tła, zarysu, beznadziejnej przyśpiewki, która rytmicznie przeprowadzi cię przez to, co tak naprawdę chcę powiedzieć, i co chcę, żeby wybrzmiało. Historia często jest zbędna. Nie każde słowo potrzebuje cienia, by być widocznym.
Z ludźmi jest na odwrót.
Większość z nich to cienie i potrzebują czegoś, żeby istnieć. Dla wielu tym czymś jest np. komentarz. Kilka zdań, które w mniemaniu komentującego ocalą świat przed zagładą fałszu i dezinformacji. Sylaby żenady wylane w emocjach, w nieuspokojonych falach egoistycznego „moje”, „ja”, „dodałem swoje”, „też coś napisałem”.
Wszędzie wielkie czcionki, głośne slogany, jaskrawe kolory, wiedzące lepiej od nas o czym myśleć, o czym mówić, o czym żyć.
Ten świat mówi wszystko sam za siebie. Mówi o swoim okrucieństwie, brutalności, naiwności, denności, chciwości „tamtych, ale nie naszej”, o wyzyskiwaniu, złym dotyku, którego nie było, o braku boga, o istnieniu jedynego boga cierpiącego złote rany w Mercedesie, o pędzie, interesach, konsumpcji, czyszczeniu magazynów, czyszczeniu mózgów, i wszystkim, co zobaczone z odpowiedniego dystansu, jest nic nieznaczącym pyłem, który ulotni się i pozostawi w nas po sobie tylko krwawiące spustoszenie.
Rzeczywistość, w której żyjemy, to cyrk na kołach, w którym jednocześnie występujemy, jesteśmy widzem, i wołem ciągnącym kolorowy namiot po wsiach i miastach.
Wołem karmionym papką z największego ścierwa. Wołem, któremu rano każe się patrzeć na wojnę na Ukrainie, a wieczorem na program “Damy i wieśniaczki – Ukraina“. Wołem, któremu media wciskają, że zamaskowany piosenkarz, to coś ekscytującego, wartego czasu, uwagi i śledzenia. Wołem, który gdzie nie spojrzy widzi do wszystkiego dopisek “love“. Wyspy miłości, miasta miłości… Wołem, który zamiast oleju w głowie, ma olejek do e-fajki.
Paranoja.
Ten świat mówi wszystko sam za siebie, przez co robi ogrom hałasu, za którym już kurwa od dawna nie nadążam.
Nawet nie próbuję.
Odpuściłem.
Niech ścieki wydarzeń płyną w korycie, ja pójdę obok niego, w drugą stronę.