Tydzień w plecy 20: Błąd w matrixie

Niepisanie tekstu jest trudniejsze niż pisanie go.
Tak naprawdę mógłbym zakończyć na powyższym zdaniu, bo wyczerpuje ono temat.
Kiedy wiesz co chcesz powiedzieć, a twoje słowa są szczere, wystarczy wysiedzieć swoje przed klawiaturą i basta. Ale kiedy chęci są jasne, a słownik się rozsypał — zaczyna się męka, z której śmieje się sam Syzyf.
Słownik mi się więc rozsypuje, jestem przebodźcowany, w mózgu myśli maglują mi się same. Myśli o rzeczach istotnych i o kompletnie niemających znaczenia. Przeciążenie informacjami, które mnożą się szybciej niż jestem w stanie je przyswoić, oblężenie zdarzeniami, dyskusjami, wyznaniami, opiniami, które mam w dupie, ale z jakiegoś powodu ktoś musiał wygłosić je nad moich uchem – to wszystko osiąga apogeum.
Patrzcie na mnie!
Słuchajcie mnie!
Jestem tu! JA tu jestem! JA!

Moje zohydzenie ludzkością nabiera nowych stopni zaawansowania.
Pokaż im białe, a zapętleni we własnym, otumaniającym hałasie powiedzą ci, że widzą czarne.

Przydałaby się apokalipsa.
Wielki koniec tego, co jest za kurtyną.

M.

PS. Ach, dzisiaj jest Dzień Dziecka. Wszystkim dzieciom życzę najlepszego.

 

Podoba ci się moja twórczość? Możesz postawić mi kawę klikając tutaj, kupić moją książkę w papierze tutaj, albo w wersji ebook bądź audiobook tu.

Fot. Markus Spiske, Unsplash

Dodaj komentarz