Budzę ją i mówię, że musimy szybko się przesiąść.
“Co? Dlaczego?“, pyta zaspana i wystraszona Kasia. Odpowiadam, że od teraz w tym wagonie będą jechały kozy, i że przeładunek będzie na następnym peronie. Kasia mówi żebym się leczył, a ja czerpię radość z mojej głupoty.
Tak, kiedy piszę ten tekst, siedzę w pociągu do Poznania, a ja, gdy w pociągu się już nasłucham muzyki i narozmyślam, zaczynam się nudzić. Czytać nie będę, bo od tego chce mi się wymiotywać (oczywiście w transporcie). Zasnąć też nie zasnę, bo nie ufam ludziom. Pewnie obudziłbym się bez niczego albo w momencie, kiedy twarz złodzieja byłaby przed moją, kiedy on sięgałby po mój telefon albo Kasi torebkę.
Jadę więc tym pociągiem, jest sobota i piszę tekst, jakbym zakładał, że do końca niedzieli nic się nie wydarzy, a przecież dzieje się – proza życia. Dzieję się moja walka, przed chwilą, z automatem, tym z kawą i tym obok, z przekąskami i wieczkami na kawę. I wypada z niego wszystko, tylko nie te przeklęte wieczka. Wieczkowy imperator siedzi gdzieś i się ze mnie śmieje. To pewnie karma za kozy.
A propos zwierząt, to kilka dni temu byłem pierwszy raz w życiu w ZOO. Nigdy nie było mi z tym miejscem po drodze. Zawsze wystarczyła mi już obecność ludzi. Wybrałem się z Kasią do Chorzowa i do dzisiaj oswajam się z myślą, że widziałem słonia, żyrafę, nosorożca czy śnieżną panterę, która uraczyła mnie krótkim pojawieniem się, przeciągnięciem i zaraz potem zniknięciem ze swoimi młodymi. Czułem się jak chłopiec, który zobaczył ducha gór. I w sumie to zaraz wyzionę ducha, jeśli nie wysiądę. Miejsca mam dużo, jednak niecierpliwość wygrywa.
Zerkam na starszą parę, która siedzi obok mnie. Posługują się językiem migowym. Rozmawiają o czymś, po czym mężczyzna zamyka oczy, żeby się zdrzemnąć. Z zamkniętymi oczami dodaje jednak jeszcze kilka słów/gestów, ale jego żona patrzy już przez okno, przez co tego nie widzi… Jego “słowa” utykają więc gdzieś w przestrzeni, widziane tylko przeze mnie. Widziane i nierozumiane. Są jak jawna tajemnica.
Swoją drogą – czy głuchoniemym zdarza się coś powiedzieć na swój migowy sposób przez sen?
Została jeszcze godzina drogi. Wieczorem koncert. Gra The Teskey Brothers. Ale wcześniej rynek, jakiś obiad.
Będąc już przy jedzeniu – czy tylko mnie irytuje, kiedy w restauracji, lodziarni, kawiarni itd. kelner/kelnerka pyta “Co dla ciebie?“? A czy my się kurwa znamy? Nie chodzi o to, żeby sobie “panować” albo nazywać się i traktować jak króla, ale pozostańmy w relacji nieznajomy klient – nieznajomy kelner, czyli tak, jak jest faktycznie. Zacznę zapamiętywać te osoby, i kiedy spotkam je gdzieś na mieście lub w knajpie dosiądę się i zagadam, “No siema, co tam, daj frytkę“, po czym wbiję palce w ich obiad.
Będąc przy jedzeniu ponownie – kilka dni temu, jadąc do kina mijałem pewien parking, a na nim rzędy samochodów. Przy każdym stały i rozmawiały grupki znajomych. Na oknach dwóch samochodów były kartki z jakimś rysunkiem i napisem “Polska dla Polaków”. Przy obu tych autach również stało kilku znajomych
i tak jak
wszyscy
jedli kebaba
z nowo otwartej knajpy, gdzie
wszystkie
kebaby
były tego dnia o połowę tańsze.
M.
Podoba ci się moja twórczość? Możesz postawić mi kawę klikając tutaj, kupić moją książkę w papierze tutaj, albo w wersji ebook bądź audiobook tu.
Fot. Miquel Parera, Unsplash