Tydzień w plecy 39: Pęknięcie

Kiedy zaczynałem pisać i publikować swoje pisanie, po drugiej stronie social mediów pojawiło się kilka osób, które od samego początku mnie wspierały. Udostępniały i lajkowały wszystko, co ja udostępniłem. Kupowały książki, które sam drukowałem, a potem jeszcze pisali o tym u siebie, na swoich profilach, że kupili sobie opowiadania i wiersze Jańty. Dać tak duży kredyt zaufania młodemu, początkującemu autorowi to nie mała sprawa. Widzi się to oraz docenia coraz mocniej po latach.
Pamiętam, jak szalałem z radości, kiedy otrzymywałem zamówienia zza granicy. Ekscytujący był fakt, że coś, co stworzyłem sam (poza okładką), znajdzie się tak daleko ode mnie i już nie będzie moje – będzie czyjeś, w czyichś dłoniach i domu, na półce. Jednym z zagranicznych miejsc była Norwegia. Tym bardziej się cieszyłem, bo do dziś nie zwiedziłem tego kraju, a bardzo bym chciał. Odezwała się do mnie stamtąd kobieta, którą tu przedstawię jako E. Kojarzyłem ją z niesamowitego zaangażowania na moim profilu. Któregoś dnia E. napisała do mnie, że jestem jej ulubionym pisarzem światów, że przeczytała wszystko, co napisałem, i że szczególnie niesamowita jest dla niej moja poezja.

Takie wiadomości, tacy ludzie byli i są fundamentami mojej pisarskiej ścieżki. Fundamentami, które nie pękały, kiedy ja chciałem pęknąć.

Minęło kilka lat, a ja dowiedziałem się wczoraj, że niedawno była rocznica śmierci E.
Gdzieś tam zostały moje książki, na które poświęciła chwilę swojego cennego czasu.
W aplikacji są wiadomości, które wymieniliśmy.
A we mnie dzisiaj nie ma nic.

M.

Podoba ci się moja twórczość? Możesz postawić mi kawę klikając tutaj, kupić moją książkę w papierze tutaj, albo w wersji ebook bądź audiobook tu.

Fot. Lallaoke, Unsplash

Dodaj komentarz