Tydzień w plecy 40: Koty

Od kilku lat mapa mojego miasta – ba! mapa Polski – jest dla mnie mapą kotów.
To nie jest jeszcze ten etap, że kiedy wychodzę z domu, zastanawiam się, czy iść w prawo, w stronę szarego brytyjskiego, czy w lewo, w stronę czarnego dachowca. Idąc jednak na przykład na spacer, moje oczy same kierują się w stronę zakrętów, zza których wiem, że może wyjść jakiś czworonożny przyjaciel albo nawet i przyjaciele. Wiem, w którym miejscu zamiaucze za mną kocia grupa, gdzie po ogrodzie będzie skradał się śnieżnobiały młody kocur i gdzie za szybą będzie wygrzewał się tłusty rudzielec.
Koty te są porozrzucane po całej Polsce. Od kotów zależy więc często moja droga do hotelu (wolę tę dłuższą, jeśli wiem, że mam okazję na kocie spotkanie), od kotów zależy to, jak pamiętam miejsce i czy w ogóle je zapamiętam, od kotów często zaczynają się historie, które mam do opowiedzenia.
Wczoraj również byłem na wystawie kotów. Ich spojrzenia mówiły mi, że świat należy do nich. My tylko przeszkadzamy.

Z biegiem czasu uwrażliwiłem się na zwierzęta. Bardzo duża w tym zasługa mojej Kasi. I kiedy dziś przypominam sobie Jańtę tego sprzed lat, kompletnie zniechęconego do zwierząt (w szczególności do kotów), patrzę na niego tak, jak większość kotów patrzy dziś na mnie – spojrzeniem: “zamilcz i odejdź”.

M.

Podoba ci się moja twórczość? Możesz postawić mi kawę klikając tutaj, kupić moją książkę w papierze tutaj, albo w wersji ebook bądź audiobook tu.

Fot. Chris Smith, Unsplash

Dodaj komentarz