Listy zalane kawą

Do Pani Anny Green.

Szanowna Pani.
To tylko kolejny deszczowy, jesienny dzień. Nie wiem dlaczego akurat dzisiaj urosła we mnie odwaga żeby napisać. Siedzę oparty o parapet, przy oknie z widokiem na mokry Paryż. Miejsca tu dużo. Obok mnie stoi moja ulubiona kawa. Ilekroć ją zaparzam myślę właśnie o Pani. Proszę mnie nie odebrać źle. Tak mam, ponieważ żyję nadzieją, że ją wypijemy kiedyś razem. Wczoraj będąc w knajpie, siedzący obok mnie mężczyzna porównał kobiety do kawy właśnie. Dziwne prawda? Dziwne, ale za to jak celne. Miał rację. Zapyta Pani gdzie podobieństwo? Już odpowiadam. Otóż temperaturą nie odbiegacie od kawy, jesteście gorące. To trochę wulgarne i bezczelne wiem. Drugie podobieństwo podoba mi się bardziej. Mianowicie takie, że tak jak ona jesteście nam potrzebne w najgorsze dni i zawsze dobrze jest mieć Was przy sobie. Ja dodałbym do tego, że jesteście lepsze niż kawa, ponieważ nie trzeba dodawać cukru. Słodkie z natury, chociaż… niektóre faktycznie mają fusy zamiast mózgu.
Ale wracając… ciekaw jestem czym się Pani teraz zajmuje. Czy się Pani rozwija w pisarstwie według swoich marzeń? Ja tak. Wydałem już dwie książki. Żyję sam, więc do pisania panują tu idealne warunki. W szafce mam whiskey, kawę i herbatę, gotować nie potrafię i tylko pisanie mi wychodzi. A propos wychodzenia, to liczę na wspólny spacer.
Do mojego szczęścia brakuje tu tylko Pani.

Zapraszam do Paryża.
Phillip White


Do Pana Phillipa White’a

Szanowny Panie.
Rzygać mi się chce od Pana romantyczności. Dziś już to niemodne. Mężczyzna powinien mieć twardą rękę do wszystkiego, nawet do pióra. Nigdy i nigdzie nie podpisał Pan umowy z Bogiem (o ile On istnieje), że Pana szczęście zależy ode mnie. Proszę nie być naiwnym. W Paryżu nie byłam, ale zachęta słaba. Zaproszenie na oględziny zwłok jest ciekawsze. Tak, piszę dużo, ale mało publikuję. Wydawcy to sami faceci. Świnie boją się moich tekstów. Doceniam Pana zainteresowanie moją kruchą osobą, ale proszę sobie odpuścić. Spotykam się z kimś. Co do porównania kobiet do kawy to widzę tylko jedno podobieństwo: łatwo nas zalać (jeśli Pan wie o co mi chodzi). Słodkie jesteśmy w dzieciństwie. Dusza kobiety niekochanej z wiekem staje się gorzka… jak kawa właśnie. Wniosek: to Wy faceci dla nas jesteście „cukrem”. Bez Was nie mamy smaku i wyrazu, a przynajmniej nie w pełni. Również nie potrafię gotować, co osłabia moją pozycję w oczach wielu mężczyzn. Nie żebym za nimi biegała.
Samotność mi chyba bardziej sprzyja. Pana natomiast widziałam tylko raz i nie doznałam żadnego olśnienia, ni zbawienia Pana facjatą. Whiskey? Z chęcią… nawet podczas spaceru. Nikt przecież nie zabrania napić się z dalekim znajomym.

Z równie deszczowego Wiednia,
zaskoczona listem Anna Green.


Do zimnej Anny Green.

Szanowna Pani Anno.
Chyba za mocno mnie Pani potraktowała. Nie żebym cierpiał. Sądzę natomiast, że szczęście jest właśnie często oparte na zwykłej naiwności, ale chyba warto być czasami naiwnym. Jeśli ja jestem, to też takim wolę pozostać. Szkoda setek godzin myśli o Pani żebym teraz miał sobie powiedzieć „odpuść”.
Pozostawię już temat kawy, chociaż nie zgadzam się z teorią, że Wy kobiety nie macie bez nas, mężczyzn smaku i wyrazu. Myślę, że go macie w pełni, dlatego tak Was chcemy „spróbować” sami odgrywając rolę zwykłej śmietanki, bez której kawa nadal jest smaczna. Mój kuzyn powiedział kiedyś, że wszystko na tym świecie sprowadza się do cipki. Miał rację. Za cipkę nawet zginął od noża, chcąc uratować prostytutkę z niemieckiego burdelu. Biedak nie wiedział z kim zadziera. Zostawię jego temat w spokoju, którego teraz i tak ma za dużo. Co chcę powiedzieć to, że umowy z Bogiem żadnej nie podpisałem, ale to do mnie należy ocena od czego zależy moje szczęście. Brzmi trochę egoistycznie. Proszę się nie zrazić. Podpisałbym umowę nawet z diabłem żeby tym szczęściem podzielić się z Panią.
Co do rzygania moją romantycznością, to Pani list jest nią równie przepełniony, chociaż rzygać nią nie zamierzam. „Dusza kobiety niekochanej staje się gorzka”? Proszę dać sobie tę duszę osłodzić.

Zaskoczony szybką odpowiedzą
Phillip White


Do nudnego Phillipa White’a

Szanowny Panie Phillipie.
Jako kobieta mam przywilej do nagłej zmiany zdania. Rezygnuję ze wspólnego spaceru i whiskey.
Wolę wpadać w depresję przy dźwiękach wiedeńskiego deszczu, niż przy dźwiękach które wychodzą z Pana ust. Boję się, że usłyszę kilka zdań więcej i będę zmuszona skoczyć z Wieży Eiffla.
Tak, przyznaję: cenię sobie romantyczność, ale Panu ewidentnie brakuje bliskości opartej na egoizmie, nie na budowaniu wspólnej przyszłości. Proszę nie pytać skąd to wiem… zdaję się na mój kobiecy instynkt. Nie żal mi Pana kuzyna. Uganiał się za dziurą, aż sam został podziurawiony. Idiota.
Ja z chęcią podpiszę umowę z diabłem, aby nie dochodziły do mnie Pana kolejne listy.
Swoją duszę zamierzam osłodzić kolejną butelką Jacka Daniels’a.
Życzę szybkiego zejścia na ziemię.

Sfrustrowanemu Phillipowi,
Anna Green.


Do Pani Anny Green.

Szanowna Pani.
Proszę mnie pocałować w dupę.

Wiecznego kaca,
Phillip White.

Jedna myśl na temat “Listy zalane kawą

  1. “Nie żal mi Pana kuzyna. Uganiał się za dziurą, aż sam został podziurawiony. Idiota.”
    Śmiechłam hardo.
    Przyjemnie się czytało, zwłaszcza Panią Annę, a może to po prostu jedność wszystkich kobiet nieco przechyla moją opinię na szalę jej korzyści? Nie mam pewności. Wiem za to, że ten wpis byłby genialnym pomysłem na dłuższą opowieść.
    Pozdrawiam cieplutko.

Dodaj komentarz