Tyle lat. W końcu cie widzę – powiedział do niej.
Tyle lat i tyle słów do powiedzenia.
[głęboki wdech]
Wydaje mi się, że cały czas świata by mi teraz nie wystarczył, żeby powiedzieć je wszystkie.
Wyglądasz pięknie. Zresztą jak zawsze.
Cholera nie wiem od czego zacząć, bo w głowie mam teraz jedno wspomnienie.
Naszej najlepszej wycieczki.
Chodzi mi o tę w górach, gdy poszliśmy z namiotem głęboko w las, samochód zostawiliśmy na jakiejś polnej drodze i mieliśmy problem z rozłożeniem namiotu. Jak już go rozłożyliśmy to cała jedna strona była dziurawa. Spałem do niej odwrócony plecami, żeby cię trochę ochronić przed robactwem i chyba mnie coś ugryzło.
[chwycił się za lewą nerkę na samo wspomnienie]
Pamiętam, że ukradli nam samochód i krzyczałaś, że to Indianie. Gdy się z tego śmiałem, za każdym razem dostawałem od ciebie cios pięścią w ramię.
Wiem, wiem. Ciebie dopiero po długim czasie zaczęło to bawić.
Jesteśmy obok siebie pierwszy raz po tylu latach, a ja wspominam akurat to…
[pokręcił głową]
Tak, za dużo gadam, ale wtedy…
to było coś. To była definicja tego, co ludzie nazywają zrozumieniem.
To dla mnie trudne, ale chcę powiedzieć, że nawet jak się ożeniłem, to na wspomnienie o tobie i tak nie przesypiałem, i nadal nie przesypiam, wielu nocy. Nie wiem dlaczego, nie dociera to do mnie.
Może do ciebie dociera.
[wzruszył ramionami]
Jeśli piszę o kimś w wierszu, to też o tobie.
Cholera, lepiej już będę milczał.
Zawsze za dużo mówiłem, a potem była niezręczna cisza.
Ale wiesz co?
[opuścił wzrok]
Mówią, że każdy powinien budować swoje własne życie, i swój własny świat.
Czasami żałuję, że nie zrobiliśmy z nami nic więcej.
I chyba mój świat zdążył się skończyć, zanim się w ogóle zaczął.
– Przepraszam pana – usłyszał za plecami – ale musimy już zamknąć trumnę.