Nie myśli mi się nic

Nie myśli mi się nic.
Nie ma w tym nic zbawczego, bo gdy w twojej głowie nie analizuje się chociaż jedna najmniejsza rzecz, oznacza to, że nawet ta najmniejsza straciła dla ciebie jakikolwiek sens.
Zabrzmiało depresyjnie, jednak niesłusznie, bo cała sprawa sprowadza się właśnie do bycia nie w nastroju negatywnym, czy pozytywnym, lecz w nastroju nijakim. Nazwanie tego uczucia nastrojem również może być błędem. Jest to raczej stan dziania się. Dziejesz się, i jedyne co wiesz, to że jesteś, że wszystko przenika wszystko, i to wszystko właśnie dąży do niczego. Gdy to do ciebie dociera, myślenie przestaje się myśleć. Odpoczywa, jak po potężnej wspinaczce i nie chce ono wtedy dochodzić do żadnych wniosków codzienności. Burzą one tę czystkę, stan tabula rasy, której jedna strona ciągle jest zabrudzona przeszłością.
Nie myśli mi się nic, poza tymi słowami.
W tak nasilonym stopniu dopadło mnie to pierwszy raz. Zastanawia mnie jednak, czy niemyślenie jest w ogóle możliwe. Może jest tylko iluzją? Są procesy, nad którymi nie mamy kontroli, a to pojawianie się obrazów w naszych głowach bezdyskusyjnie jest jednym z nich. Moje obrazy zniknęły, a przecież były do niedawna tak wyraźne. Kto lub co postanawiło je wymazać? Nie mogłem tego zrobić ja, ponieważ obrazy to światy, a ja potrzebuję światów, by przetapiać je w słowa. Kto jest przy sterach? Może nie ma przy nich nikogo, a stery po prostu są, pozostawione same sobie. Gdy zadaje się pytania i otworzy w umyśle o jedną furtkę za daleko, wpuszcza się do niego podmuch odpowiedzi. Podmuch, którym stery najwyraźniej nie mogą się oprzeć.
Może to jakiś system obronny, by nie zwariować. Bo gdy muszę patrzeć na to, co dzieję się wokół mnie (w skali globalnej), to wpadam w poczucie odrazy i obrzydzenia.
Wszystkie marsze, parady, ataki, rocznice, święta, poglądy, twarze, pomniki, religie, głosy, dyskusje, trendy, oczekiwania, pęd, opinie, nurty, pogadanki budzą u mnie odruch wymiotny. Separuję się od tego i po prostu jestem tym, czym jestem, i czym jesteś ty.
Nie myśli mi się nic.
To jednocześnie odświeżające i męczące doznanie, z którego trzeba wrócić, jak z wakacji, inaczej świat zacznie myśleć za mnie,
wtedy nie zostanie nic innego, jak nabrać koloru społecznej masy, która nomen omen nawet koloru nie ma.

Fot. Vincent Delegge, unsplash

Dodaj komentarz