Jest trzecia w nocy. Nie mogę spać, mimo tego, że wokół cisza i na zewnątrz nie ma niczego, co mogłoby mi przeszkodzić w zanurzeniu się w głębokim śnie.
Ale to tylko na zewnątrz…
Chcę napisać, że we mnie
coś się rodzi.
A raczej urodziło dawno temu, a teraz dojrzewa.
Coś, co samo zadaje mi pytania. Chce, żebym sobie na nie odpowiadał, chociaż wie, że odpowiedzi nie ma. One nie istnieją,
i to ich nieistnienie jest właśnie odpowiedzią.
To coś pyta, a ja uginam się pod ciężarem przekonujących mnie argumentów.
Czy jestem? Czy istnieję?
Czy ktoś mnie stworzył lub zaprogramował?
A może stworzył tak, abym programował się sam?
Jest nam to znane. Twój telefon się przecież ciebie uczy, dlaczego więc ty miałbyś się nie uczyć świata. Dochodzi do tego fakt, że oczy są jedyną częścią naszego ciała, która nie rośnie od urodzenia. Są jak projektor i narzędzie do wychwytywania bodźców i halucynacji. Zmienia się twój środek, twoje poglądy i system działania, ale nie one,
nie oczy.
Telefon też aktualizujesz, a aparat ciągle ten sam.
Gdzie w moim ciele mieści się ambicja? Płynie w żyłach?
Gdzie w moim ciele mieści się miłość, zazdrość, tęsknota, ulga?
Może to tylko materia, która przenika moje ciało. I to ona jest tym, co tak naprawdę istnieje, nie ja,
ani nie ty.
Skąd mamy wiedzieć, że nasze ciało jest nasze, kiedy nie wiemy kim/czym jesteśmy?
Uginam się i odrzucam wszystkie znane teorie wszystkich bogów-celebrytów.
Rzeczy, miejsca, tytuły, codzienność, ludzie tracą znaczenie, gdy słyszysz pytania, które powodują rozszczep twojej świadomości, która do dziś nie wiadomo czym jest.
Uginam się, lecz
nigdy wcześniej nie czułem się tak spokojny,
wolny,
pewny tego,
że jesteśmy częścią czegoś większego.
Płynę, a moim oceanem jest to, że wiem, jak wielu ludzi czuje to samo.
Fot. Aperture Vintage, Unsplash.com