Fragmenty fikcyjnych listów, których nie dokończę

Jad ze mnie cieknie, wiem. Nie mam go na kogo wylać. Ty potrafiłaś go słuchać i przytulając się do mnie go zatrzymać, uspokoić. Każda kobieta to potrafi. Wystarczy, że oparte o mężczyznę położycie swoją dłoń na jego klatce piersiowej, spojrzycie głęboko w oczy, uśmiechniecie się i przegrywamy, malejemy, ulegamy. To całe pieprzenie o twardzielach, facetach z westernów jest na nic. Możemy mieć milion rewolwerów na sobie, ale strzał z waszego spojrzenia jest najmocniejszy.

***

Mgła. Lubię mgłę. Zakrywa te wszystkie parszywe mordy, które mnie otaczają. Idą przez ulicę bez cienia refleksji w oczach. Życie od jednej marnej czynności do drugiej marnej czynności. Są nudni, ustawieni przez system, który sami sobie stworzyli. Nienawidzę ich. To znaczy, niech sobie żyją. Ale wolę kiedy swoje parszywe mordy trzymają przy swoich parszywych i brzydkich partnerkach, partnerach, którzy podobno są na całe życie. Naiwne to wszystko…

***

Obok mnie siedziały dwie młode dziewczyny, rozmawiały o chłopakach. Przede mną jedna babcia bujała się na boki śpiewając kolędy. Fałszowała. Wolałem słuchać dźwięków silnika. Ale wybaczyłem jej, odpuściłem i nie kazałem przestać. Po chwili już jej nawet nie słyszałem. Wpatrywałem się w krajobraz za szybą, na rzędy domów z których kominów się kopciło. Setki kolorowych kabli przywieszonych na dachach i choinkach. Mgła była słaba, teraz jest o wiele gęstsza. Czytałem, że ma się utrzymać do końca zimy. I dobrze. Może się utrzymać do końca mojego życia. Liczę na to, że kiedyś wyłonisz się z tej mgły, trzymając w ręku wszystkie moje listy. Uśmiechniesz się popłakana, podbiegniesz i przywiesisz mi się na szyi, krzycząc, że już nie wyjedziesz.

***

Święta to chyba jedyny czas poza pogrzebami, który na kilka dni jednoczy rodzinę. Gdy znikają kolorowe światełka, kaseta z kolędami znowu trafia do zakurzonej półki, wszystkie potrawy zostają zjedzone, ale jeszcze nie wszystkie wysrane, wtedy każdy wraca do dbania o swoją dupę.
Marne to. Taka społeczna umowa, że raz do roku kochamy się bardziej.
Ja nie jestem romantykiem, bo wiele kobiet rzuciłem. Ale jestem przekonany o tym, że to co te robale czują przy stole w każde Boże Narodzenie, powinny czuć codziennie. Fałszywe glisty podają sobie dłoń i życzą zdrowia, z tyłu głowy mając nazwę choroby, której nawzajem również sobie życzą. A nawet jeśli nie życzą, to ich słowa są szczere jak prośby o pieniądze na protezę na kartkach żebrzących cyganów.

***

Bóg mnie chyba nienawidzi Lucy. Poza tym i tak go chyba nie ma. Nie wierzę w niego. Jak zacznę zdychać to pewnie uwierzę. Trudno być ateistą w ostatnich godzinach życia. Nawracamy się nie ze strachu, a z nadziei. Uświadamiamy sobie, że warto uklęknąć przed Jego obliczem (o ile istnieje), tylko po to żeby zobaczyć bliskie, zmarłe osoby. No chyba, że trafiły do piekła. Ja tam trafię z pewnością.
Jestem pewien, że ten stary dziadek na chmurze sobie ze mną pogrywa.
I to nie mi chce dać nauczkę, tylko na moim przykładzie chce pokazać innym jakiego życia mają się wystrzegać. Jeśli mam rację, to niech go diabli…

***

Łzy są potrzebne. To jeden z ostatnich ludzkich odruchów, który nam został. Wychodzę z założenia, że lepiej szczerze płakać w samotności, niż udawać szczęście w towarzystwie. Nie zadaję się z ludźmi, którzy nie płaczą. Ludzie, którzy chowają emocje nie są warci zaufania. A z kolei ci, którzy je pokazują usilnie są jeszcze gorsi. Szukają atencji drąc publicznie paszcze. Tak jakby ich śmiech miał wyjątkowe brzmienia. Ciekawe czy ich jęki od uderzenia mojej pięści byłyby równie wyjątkowe. Kiedyś to sprawdzę.

***

Śmierć Maggie nie daje mi spokoju. Nie miała szlacheckiej krwi, ale na swój sposób była wyjątkowa.
W sumie, czym jej zwłoki różnią się od zwłok jakiegoś króla czy księżniczki. Trup to trup.
Wszyscy tak skończymy. Obojętnie co robisz i jak zdrowo byś się nie odżywiała, tobą będą się odżywiać robale. Dlatego piłem i popijam do teraz. Ale tu nie chodzi o picie Lucy. Chodzi o to, że nie możemy sobie odpuszczać przyjemności. Chodzi o to, że nie możemy robić tego co jest uznawane za normalne, w porządku, słuszne, moralne. Wszystkie morale wymyślili ludzie. A kto wie kim oni byli?
Nikt. Więc może standardy i schematy, które to oni wymyślili są dla nas niezdrowe i niebezpieczne?
Jebać to.

***

Załapałem pracę w kasynie. Jestem barmanem i wydaję pieniądze ludziom, jeśli uda im się wygrać.
Dostaję duże napiwki, więc brzuch mam trochę pełniejszy niż zazwyczaj. Wczoraj miałem pierwszą nockę. Sami swoi tu chodzą Lucy, sami swoi. Towarzystwo od którego ciebie trzymałem daleko. Oni nie zasługują na twoją obecność obok. To patologiczne mordy z patologią we krwi. Ty jesteś inna. Pachniesz inaczej, wyglądasz inaczej, chodzisz inaczej, mówisz inaczej, patrzysz inaczej. Lepiej.
Nie mogłem cię im przedstawić.
Wszystkim tylko nie im.

***

Po tej sekundzie gry na maszynie widzisz, że nic nie wpadło i naciskasz guzik na nowo. Dobra zabawa. Ale trzeba znać umiar. Każdy ruch jest niepewny, zupełnie tak jak u nas było Lucy. Może chciałaś tylko sprawdzić jak zareaguję kiedy trzaśniesz za sobą drzwiami, ale był to nieprzemyślany ruch. Potem go żałowałaś, i byłaś zbyt dumna żeby wrócić, więc pociągnęłaś ten ruch dalej i tak wpadłaś w pułapkę samotności? Jeden ruch. Wszystko zaczyna się od jednego ruchu Lucy.

***

Mamy walentynki. To znaczy są walentynki, bo kto je ma ten ma. To jest święto dla szczyli. Taka mała okazja do tego żeby dać koleżance kartkę z sercem i zarobić buziaka. To zazwyczaj jest ich pierwszy kontakt z kobietą. Niektórzy rozdają kartki i dostają coś więcej niż buziaka. Jednego czego to święto uczy jest to, że to my faceci powinniśmy biegać za wami, kobietami, a nie na odwrót. Nie wszyscy to rozumieją.
To znaczy wszyscy, ale każdy dochodzi do tego w różnym czasie.
Tobie nie dałbym dzisiaj żadnej walentynki. Myślę, że jeśli wybieram sobie kobietę to taką, którą będę chciał adorować codziennie. Nie tylko tanią różą, kawałkiem papieru.
Wiesz… jakąś intymnością, zbliżeniem, niespodzianką, ale taką oryginalną. W moim lub jej stylu.
Niektórzy wybierają kobietę tylko po to żeby podupczyć, mieć kogoś obok, bo samemu smutno. Taki… jak to się mówi… zapychacz wolnego czasu. Wtedy chłop jest stracony. I na odwrót.
Tak, mało jest par ze stylem. Ich własnym. Kopia kopii kopię pogania. Myślę, że ludzka populacja mogłaby się zmniejszyć o połowę i nikt by na tym nie ucierpiał.
Wyszlibyśmy na tym na dobre. Chyba, że to my byśmy zniknęli w tej połowie.

***

Mam nadzieję, że Margot oprócz tortu weźmie ze sobą wino. Jak można się poznawać przy torcie? Chce go ze mnie zlizywać? A może nażreć się nim, a potem…
Nie, nie, nie. Może po prostu chce wspólnie zjeść. Nie wiem.
My poznaliśmy się trochę inaczej. Wpadłaś jedną nogą do studzienki kanalizacyjnej i utknęłaś. Wracałaś z jakiejś potańcówki chyba. Całe szczęście przechodziłem obok.
Nie wiedziałem, że mieszkaliśmy na tym samym osiedlu. Jak sama wiesz, rzadko wychodziłem z domu. Potem zaprosiłaś mnie na kawę w podziękowaniu. I jakoś się potoczyło. Staram się tego nie wspominać, ale i nie zapomnieć.
Takie historie rozumiem.
Takich historii chce każdy. Ale my byliśmy przypadkiem jednym na milion. Inni takie sytuacje muszą inicjować i przychodzić w gości z tortem właśnie.
Margot jest naprawdę śliczna.
Ciekawe czy będzie wisienką na torcie, który chce przynieść.
Droczę się z Tobą.
Zawsze się droczyłem.

Fot. http://saverskoe.adtddns.asia/letters-tumblr.html

Jedna myśl na temat “Fragmenty fikcyjnych listów, których nie dokończę

  1. Tu nie chodzi o to by zostawić “lajka” czy pochlebny komentarz. Po prostu chcę podziękować za to że piszesz. A piszesz szczerze, ostro, po swojemu. I to jest dobre. I znowu trafiło mi w serce. Dziękuję.

Dodaj komentarz