Granica

 

Właśnie kładłem się spać, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Była północ i nie zastanawiałem się, kogo do mnie niesie o tej porze, tylko jak wysoki jest i czym mnie zabije. Do łóżka wszedłem tylko prawą nogą. Przyjemne ciepło pościeli wołało mnie do siebie, ale odłożyłem kołdrę i w samej piżamie poszedłem po cichu zobaczyć nocnego gościa.
Chciałem spojrzeć przez judasza, ale przykładając twarz do drzwi przypomniałem sobie, że go nie mam. Otworzyłem więc je wąsko, tak żeby moja źrenica zdołała objąć klatkę schodową.
Zawiasy zaskrzypiały.
– Nie wygłupiaj się, to ja – usłyszałem damski głos. Otworzyłem drzwi szerzej i przed sobą zobaczyłem Anetę. Weszła do mojego mieszkania bez zaproszenia, w lewej dłoni trzymając nóż ociekający krwią. – Zabiłam skurwiela.
– Co? Kogo? Co ty…? – zapytałem, bo nie wiedziałem, czy przypadkiem faktycznie nie zasnąłem w swoim łóżku. – Schowaj ten nóż. Ślady zostawiasz na mojej podłodze.
– Nie zniosłam kolejnej kłótni. Były dzień w dzień, rozumiesz? – powiedziała Aneta i poszła do kuchni. Poszedłem za nią.
– Ale jak? I przede wszystkim kogo zabiłaś? – zapytałem, chociaż domyślałem się, że Leszka, swojego faceta.
– Leszka – odpowiedziała nalewając sobie whisky z colą. – Siedziałam w kuchni, kiedy on przyszedł z pracy. Czekałam na niego z kolacją. Usiadł i zaczął jeść w ciszy, a ja tylko rzucałam na niego spojrzenia żeby mi dziad powiedział, że smaczne. Nie powiedział. Mówił za to, że niedoprawione i zimne. Na siłę szukał zaczepki, bo spaghetti było świeżo zrobione. Darł się. To już drugi tydzień, kiedy non stop się darł i mnie zwyzywał od najgorszych.
– Nie mogłaś po prostu wyjść z mieszkania i przyjść normalnie do mnie? To tylko blok dalej. – zapaliłem papierosa i usiadłem przy kuchennym stole. Aneta się dosiadła.
– Krzyczał, a ja akurat kroiłam marchewkę, bo ja nie jem tuczących rzeczy…
– Tym nożem kroiłaś?
– Tak, tym. Kuźwa zapomniałam go wyrzucić. Potem to się już chyba domyślasz. Cios w krtań i po krzyku. – dokończyła whisky i nalała sobie znów.
– Dlaczego to mówisz z takim spokojem? Oszalałaś? Pójdziesz siedzieć.
– Nie było świadków.
– Ale ja o tym wiem, i jak przyjdą kryminalni, to co im powiem? – ręka mi się trzęsła. Popiół z fajki opadł na ziemię.
– Że nic nie wiesz na ten temat. Musze pozbyć się ciała.
– To się pozbywaj. Wypierdalaj stąd. – powiedziałem, ale przecież gdzieś w głębi chciałem żeby została. Od dawna się w niej podkochiwałem. Aneta zawsze była wrażliwą kobietą, pisała wiersze i chodziła na kółko z malarstwa. Imponowało mi w niej to, że robiła coś innego niż wszystkie cizie z miasta. Nie chodziła na dyskoteki, nie spędzała pięć godzin w galeriach handlowych i przed lustrem. Aneta była Anetą w jej naturalnym wydaniu, i właśnie to wydanie było najlepsze. A teraz siedziała u mnie w mieszkaniu mówiąc, że kogoś zamordowała.
– Naprawdę mnie z tym zostawisz? – zapytała, a ja nie wiedziałem co zrobić. – Wrzucimy go do Wisły i po problemie. Nie bój się, posprzątam dokładnie nasze mieszkania.
Z jednej strony sytuacja mi sprzyjała. Konkurencja do serca Anety sama zniknęła i nie musiałem się już przejmować tym pseudo biznesmanem. Nie wiem, co ta dziewczyna w nim widziała. Z drugiej strony myślałem nad tym, dlaczego ja się w to w ogóle mieszam, i czy jeśli pomogę wyrzucić zwłoki Leszka do rzeki, to ona ujrzy we mnie bohatera i ze mną będzie?
Otrząsnąłem się z tych głupich myśli i zacząłem zastanawiać się, jak niezauważenie wynieść ciało na zewnątrz.
– Będziemy potrzebowali samochodu. – powiedziałem gasząc papierosa w zlewie.

*

– To na pewno był jeden cios? – zapytałem patrząc na rozpłatany krtań Leszka. Siedział na krześle z głową odchyloną w tył.
– Wierciłam trochę ostrzem, gdy już było w środku. – odpowiedziała.
– Masz jakiś śpiwór? Musimy go do czegoś schować. Worek na śmieci będzie za mały, chociaż twój facet byłby wtedy we właściwym miejscu.
– Powinnam jakiś mieć. – powiedziała i przeszła do sypialni.
Poszedłem za nią. Gdy znaleźliśmy się między szafą, komodą i jej łóżkiem miałem brudne myśli. Zawsze chciałem zobaczyć ją nagą, i nie wiem dlaczego właśnie wtedy wyobrażałem sobie, jak rzucam ją na łóżko i rżnę mając nadzieję, że Leszek jeszcze słyszy to, jak ona szczytuję, a ja tryumfalnie obijam jej pośladki moim torsem. Przez chwilę zastanowiłem się, kto w tamtej sypialni był bardziej nienormalny: Aneta ze swoim morderstwem, czy ja ze swoimi myślami?
Może nikt nie jest już normalny w dzisiejszym świecie?
Przeszukiwaliśmy półki i szuflady razem. Śpiwór znalazłem ja.
Wróciliśmy do kuchni. Leszek nigdzie nie uciekł. Chowając go ubrudziliśmy się trochę jego krwią. Na głowę założyliśmy mu jeszcze jednorazową torbę na zakupy. Ja chwyciłem za plecy, a Aneta za nogi. Po cichu zaczęliśmy schodzić z czwartego piętra. Z mijanych mieszkań nie słyszeliśmy żadnych dźwięków. Była pierwsza w nocy. Ciało Leszka nie chciało współpracować i upadło nam trzy razy na schody. Podobno człowiek martwy jest cięższy, niż człowiek żywy.
– Zawsze był taki ciężki? – zapytałem Anetę i zaraz potem uświadomiłem sobie, jak głupie to było pytanie. Nieodpowiednie do sytuacji. Czy w takich sytuacjach jakiekolwiek pytania są odpowiednie?
– Skończ pieprzyć, bo nas ktoś usłyszy. – odpowiedziała. Miała rację.
Samochód Leszka stał na parkingu pod blokiem, dosłownie trzy metry od drzwi wejściowych. Położyliśmy go pod kołami od strony drzwi dla kierowcy. Noc była chłodna, a niebo pełne gwiazd.
– Kluczki. – wysunąłem otwartą dłoń w stronę Anety.
– Kurwa, zostały na górze. – odpowiedziała i pobiegła do mieszkania.
Czułem się, jak gdybym grał w jakimś filmie. W takich sytuacjach zawsze ktoś przechodzi obok i pyta co jest w środku worka, śpiwora, kartonu. Jeśli tak ma być teraz, to niech Bóg lepiej zmieni scenariusz, pomyślałem wtedy.
– Pan też nie może spać? – usłyszałem za plecami. Zesztywniałem. Odwróciłem się i dwa samochody dalej zobaczyłem grubego faceta ubranego w białą podkoszulkę, w ustach miał papierosa.
– Tak, wyszedłem się przewietrzyć. – odpowiedziałem, ale nie wiedziałem, czy dobrze i z sensem.
– Ja to wychodzę do swojego auta, otwieram okno, piwko i słucham disco polo. To mnie relaksuje. Kiedy płyta się kończy zasypiam jak dziecko.
– Genialny sposób. Muszę kiedyś spróbować. – odpowiadam, a z klatki wychodzi Aneta. Mężczyzna zwraca na nią uwagę.
– Widzę, że ma pan ma inny sposób na relaks. Nie oceniam i powodzenia życzę kolego. – powiedział i wsiadł z powrotem do swojego samochodu. Dostałem do ręki kluczyki. Aneta kręciła się jeszcze wokół auta żeby odwrócić uwagę mężczyzny od wrzucanego do bagażnika ciała.
Po chwili odjechaliśmy.

*

Brzeg Wisły był pusty. Była wczesna jesień, temperatura spadała. Mieliśmy prawie pewność, że nikogo tam nocą nie spotkamy. Odetchnęliśmy.
Otworzyłem bagażnik i mocnym szarpnięciem wyciągnąłem z niego zwłoki. Czy jakaś część nas zostaje w ciele po śmierci? Czy zwłokom należy się szacunek taki sam, jaki żyjącemu człowiekowi? Przecież wtedy jest się tylko górą mięsa. Góry mięsa, na przykład zwierząt, kroimy i tłuczemy do obiadów.
Chwyciłem Leszka za nogi i pociągnąłem do krawędzi kamiennego brzegu, dalej był już tylko trzymetrowy spad kończący się nurtem rzeki. Chciałem to mieć za sobą.
– Poczekaj! – krzyknęła Aneta.
– Na co?
– No nie wiem. Tak od razu, do wody go?
– A co kurwa, chcesz sobie zrobić z nim zdjęcie i powiesić nad łóżkiem? – zapytałem wściekle.
– Nie krzycz na mnie – powiedziała, a ja zamilkłem. Jak już wiedziałem, Aneta źle znosiła krzyk na jej osobę. – Dobrze, wrzucaj.
Nie chciała patrzeć. Plusk był ciężki, woda trysnęła w górę kilkoma kroplami dotykając mojej twarzy.
Wróciłem do samochodu i siedziałem sam w ciszy. Spojrzałem przez przednią szybę i podziwiałem jasność księżyca.
Zawsze przy takim chciałem pójść z dziewczyną na spacer.
Zawsze chciałem żeby była to Aneta, ale od tamtego wieczoru już nie chcę.
Przecież to ja mógłbym wtedy pływać w rzece.

Fot. Michael Olsen, Unsplash.com

Dodaj komentarz