W moim pokoju często pada deszcz.
Leżę wtedy w łóżku i patrzę w przestrzeń między jego kroplami, które są jak moje myśli – jest ich mnóstwo, trwają chwilę i roztrzaskują się pod własnym ciężarem o podłogę. Potem powstaje z nich wielka kałuża, w której brodzę, jak gdybym szukał w niej kawałka złota, by się nim chwilę nacieszyć. Ostatnio jednak nie znajduję niczego. W tym właśnie cały problem, wiesz? Nie znajduję żadnej złotej myśli, złotych słów, oprócz złotych obrazów, do których bardzo lubię wracać.
Razem je namalowaliśmy.
Las, ucieczka przed sarnami, które nie chciały nam nic zrobić, spacer, śmiech, wieczór, księżyc, noc, dźwięki w cieniu, gdy wokół wszyscy byli martwi.
Pada deszcz. Wydaje mi się, że często pada on też z nas, a łzy są barwami naszej duszy. Zasuwam rolety okien i tworzę sobie ciemność, własny świat, bo ten na zewnątrz nie zna granicy hałasu.
Robię sobie kawę i zabieram się do pisania. Być może napiszę właśnie ten list. Ty znów odpiszesz i nawzajem będziemy dla siebie odpowiedzią na wszystko.
M.