List #9

Kiedy piszę ten list, siedzę sam w knajpie, a kelnerka, która nalała mi kawy, chce zostać moją żoną.
Dobrze, wybiegłem za daleko w przyszłość, ale ten czarnowłosy, filigranowy, ubrany w krótką, firmową sukienkę diament krąży co chwilę obok mojego stolika i uśmiecha się zalotnie. Taka jej praca, powiesz, musi być miła, żebyś bezustannie coś zamawiał. Ale ja wiem i ona wie, że nic więcej nie zamówię. Z mojej twarzy po prostu nie bije pragnienie szarlotki, frytek i tym podobnych szybkich dań, które zamawia się, żeby posiedzieć przy nich chwilę.
Ja nie zamierzam tu siedzieć chwili. Zamierzam tu spędzić resztę życia. Nie śmiej się. Będę tu siedział do usranej śmierci, a list ten każę wysłać pierwszemu lepszemu dzieciakowi, który się tu zjawi. Dam mu jakieś drobne i poślę go do skrzynki pocztowej.
Tak, zamierzam tu siedzieć wieczność, bo obojętnie, gdzie bym nie siedział, będę tym samym człowiekiem, o tych samych myślach. A myśli mam…
jakie mam. Nie chcę wywodów, że są ciężkie albo czarne. Ciężkie i czarne jest dupsko, w jakim wszyscy żyjemy.
Śmieję się sam do siebie.
Za oknem prawie noc. Śnieg sypie grubymi płatami. Mam wrażenie, że to miejsce jest punktem w gęstej otchłani tego, co istnieje kiedy już umrzemy. Może umarłem. Skąd mam o tym wiedzieć. Kiedy tu jechałem, mój samochód wpadł kilka razy w poślizg. Może mnie już nie ma tam i jestem tu, z nią, moim wiecznym kawałkiem nieba
albo piekła, jeśli nigdy nie będzie dane mi poczuć jej smaku.
A propos otchłani i umierania. Jakiś czas temu zastanowiły mnie dwa pytania. Pierwsze, to „Co się dzieje z człowiekiem po życiu?”, a drugie „Co się dzieje z człowiekiem po śmierci?’. Nie zainteresowały mnie odpowiedzi na nie, tylko słowa, z jakich są zbudowane. Śmierć i życie – całkowite przeciwieństwa, jednak skutek pytania ten sam, jak gdyby oba te słowa miały to samo brzmienie; były tym samym.
A może są?
Egzystencja z niekończącą się pustką w środku. Dni, jak koncert niechcianych dźwięków, których echo odbija się w naszych głowach w nocy, nie dając spać. Myślę, że wiesz, o czym piszę. Oboje wiemy. Chodniki tego świata nie są dla nas. Nigdy nie były i chyba nigdy nie będą.
Kelnerka dolała mi kawy.
Będę tu siedział do końca wszechświata albo tak długo, jak jej uśmiech będzie podtrzymywał mój puls.

M.

Dodaj komentarz